Miałem straszne zapalenie stawów. Potem poszedłem na weganizm

Jestem wielkim miłośnikiem mięsa. Kiedyś było tak, że dopóki moje posiłki nie zawierały białka mięsa, nie byłam zadowolona. Kilka razy próbowałem zostać wegetarianinem po obejrzeniu wnętrz ferm drobiu i świń, ale nigdy się to nie udało. Moje zachcianki na mięso były zbyt silne i wkrótce obrazy tych maltretowanych zwierząt zniknęły w tle, podczas gdy jadłam burgera.

Jednak w 2006 roku wszystko się zmieniło. W wieku 26 lat zdiagnozowano u mnie reumatoidalne zapalenie stawów. Moja szczęka, kolana, kostki, nadgarstki, palce i łokcie były sztywne i obolałe, powodując, że szedłem z okropnie bezwładnym i bezwładnym ramieniem. To było tak, jakby ktoś wbił młotek w każde złącze. Siedzenie idealnie nieruchomo było jedynym momentem, w którym poczułem ulgę.

Byłam dziewczyną w wieku 20 lat, która widziała, jak będzie wyglądało jej przyszłe 80-letnie ciało, i większość dni spędziłam użalając się nad sobą – nawet beznadziejnie. Najmniejszy dotyk ze strony mojego chłopaka (obecnie męża) sprawił, że uschłam z bólu. Powiedzieć, że byłam przygnębiona, byłoby kompletnym niedomówieniem. Byłem wrakiem.

W końcu zebrałem się w sobie i udało mi się wypracować determinację, by poprawić swoje zdrowie. Mój reumatolog przepisał mi lekarstwo, które zniszczyło mój układ odpornościowy, łagodząc ból, ale szukałem lepszego rozwiązania. Nie lubię siedzieć bezczynnie i czekać, aż coś się wydarzy. Zawsze byłem przebojowy, a moje zdrowie nie różniło się. Chciałem odzyskać zdrowie.

Po tym, jak mój reumatolog wielokrotnie powtarzał mi, że dieta nie ma nic wspólnego z poprawą artretyzmu, postanowiłem odrzucić jego pesymizm i mimo wszystko zostać weganinem. W końcu, co miałem do stracenia?

Podjęcie decyzji o przejściu na weganizm było najłatwiejszym wyborem, jakiego kiedykolwiek dokonałem. Nie tylko wciąż dotykały mnie zwierzęta, które widziałem w klatkach i źle traktowane, ale także nauczyłem się, że weganie są zazwyczaj zdrowsi niż osoby jedzące mięso.

Po zmianie diety zacząłem zauważać kilka rzeczy:

  1. Mój układ pokarmowy, co prawda ociężały, po raz pierwszy w życiu zaczął normalnie pracować po pierwszym tygodniu życia na diecie roślinnej. Witam raz dziennie, a raz w tygodniu!
  2. Po tym, jak moja rodzina i przyjaciele ciągle podkreślali:„Nie możesz żyć bez białka”, dowiedziałem się, że faktycznie można uzyskać dużo białka na diecie roślinnej. Nadal jestem tak samo silny jak przed przejściem na weganizm, nie tracąc żadnej masy mięśniowej, którą wszyscy twierdzili, że stracę.
  3. Moje nawroty ustąpiły po miesiącu bycia weganinem i mogłem wyjechać na dwa tygodnie lub dłużej bez przyjmowania leków.
  4. Ból w niektórych stawach całkowicie zniknął. Nie odczuwam już bólu w palcach u nóg, szczęce ani jednym palcu. To może nie wydawać się wielkim problemem, ale kiedy twoje stawy są spuchnięte i wrażliwe, każdy uratowany staw to wielka sprawa.

Było kilka dodatkowych premii za przejście na weganizm, które nie mają nic wspólnego z artretyzmem, ale i tak warto o nich wspomnieć.

  1. Schudłem. Przede wszystkim nie mam nadwagi, ale jestem pewien, że zmniejszenie straconych dziesięciu funtów złagodziło napięcie w moich stawach.
  2. Stałem się osobą bardziej uduchowioną, czując spokój, że nie przyczyniam się już do konsumpcji nieszczęśliwych zwierząt, napompowanych hormonami i antybiotykami.
  3. Amerykański naukowiec poinformował, że aż 14-22% gazów cieplarnianych jest produkowanych z powodu mięsa w naszej diecie.
  4. Po posiłkach czuję się bardziej żywy niż senny. Energia i życie w świeżych warzywach i roślinach dodaje mi sił.

Chociaż przejście na weganizm z pewnością nie wyleczyło mnie z artretyzmu, nie mogę zignorować drastycznej zmiany w moim ogólnym stanie zdrowia. Nawet czuję się szczęśliwszy. Jestem 34-letnim weganinem i czuję się bardziej związany z ziemią i zwierzętami, z którymi dzielimy ją od pierwszego tygodnia bez mięsa.

Każdego dnia dowiaduję się nowych rzeczy o moim ciele i duszy, słuchając tego, co mi mówi. Odkąd dostroiłem się do mocy diety roślinnej, stałem się zdrowszy, szczęśliwszy i bardziej pogodzony ze swoim stanem, przekonany, że pewnego dnia zniknie.